- Mateusz Medyński
Zastanawialiście się, kiedy władza zabierze się za prawników? To się doczekaliście.
Dla wszystkich tych, którzy spodziewali się, że niezależność radców prawnych i adwokatów kole w oczy miłościwie nam panującego i w końcu zrobi z nimi porządek, przyszły czasy gorzkiego potwierdzenia najgorszych koszmarów. Zaczęło się. Po cichutku, w okresie wakacyjnym, otwarto pierwszy akt zamieniania radców prawnych oraz adwokatów - z obrońców sprawiedliwości i obywateli - w posłusznych urzędników państwowych, w psy łańcuchowe ministra tego czy owego.
Grupa posłów tzw. zjednoczonej prawicy złożyła do Trybunału Julii Przyłębskiej wniosek o uznanie przepisów o działaniu izb adwokackich i radcowskich za niezgodne z Konstytucją. Chodzi tutaj o stwierdzenie, że obowiązek zrzeszenia wszystkich radców prawnych oraz wszystkich adwokatów w ramach odpowiednio Izb i Rad narusza swobodę prowadzenia działalności gospodarczej i łamie konstytucję. Uznanie tych przepisów za niekonstytucyjne otwiera drogę do - po pierwsze - braku obowiązku przynależności do OIRP i ORA, a następnie do możliwości powoływania własnych, alternatywnych organizacji, a w konsekwencji do rozmontowania jedności radców prawnych i adwokatów jako grup zawodowych. Do tego czekają nas takie „truskawki na torcie” jak demontaż odpowiedzialności dyscyplinarnej w ramach OIRP i ORA i przeniesienie tych kompetencji na Ministra Sprawiedliwości, czy np. Izba Dyscyplinarna dla prawników.
Co to oznacza dla prawników i dlaczego to dla władzy ważne? Tego chyba nie trzeba tłumaczyć. Ale spróbujmy - dla tych, którym w tym upale trybiki obracają się wolniej niż zwykle.
Po pierwsze jedność. Adwokaci oraz radcowie prawni do tej pory wykazywali godną podziwu jedność w zakresie postawy wobec bezprawia prezentowanego przez obecnie miłościwie nam panujących oraz spójność w obronie rządów prawa. Oczywiście i w tym środowisku znaleźli się tacy, którzy chętnie za koryto pełne pomyj odwiesili honor i godność na kołek, ale tego można było się spodziewać. Na każdym drzewie znajdą się zgniłe jabłka, a i postawa ta nie była zbyt popularna ani nie spotkała się z aprobatą reszty prawników.
Zgodnie z łacińską maksymą, aby móc spokojnie rządzić, trzeba dzielić. Zatem konieczne jest usunięcie jednego głosu prawników i zastąpienie ich wielogłosem, żeby walkę w obronie państwa prawa sprowadzić do kłótni mądrali w za drogich garniturach. Dokładnie tak samo zrobili z sędziami, tyle że tam nie trzeba było tworzyć stowarzyszeń alternatywnych dla Iustitia czy Themis, które zrzeszałyby np. niby-sędziów czy wszelkich innych posłusznych władzy nosicieli łańcucha z orzełkiem (swoją drogą ciekawe jak by się nazywały takie stowarzyszenia? np. Meretrix albo Porcas?). Zwyczajnie znaleziono usłużnych i skierowano ich na właściwe stanowiska, wyrzucając tych nieusłużnych, nikt nie musiał nikogo zrzeszać, solidarność rozbito za pomocą prostej metody stołek-dupa. U radców czy adwokatów byłoby trudniej, bo tu mamy do czynienia z jednym samorządem zawodowym dla każdej z tych grup, tutaj więc trzeba najpierw stworzyć alternatywy.
Po drugie profesjonalizm. Niestety obecna władza nie daje zbyt wiele dowodów na wysokie kompetencje czy profesjonalizm. Co prawda rządzący pokazują godną Dunaju determinację do trzymania się koryta i iście janczarską lojalność wobec wodza, ale same te cechy nie wystarczą, by nazwać ich profesjonalistami. Wyniki firm państwowych doskonale to potwierdzają. Niby można posadzić w pokoju tysiąc małp z maszynami do pisania i czekać, aż rachunek prawdopodobieństwa spowoduje, że napiszą bestsellerową powieść (nie żartuję, to tak w teorii działa), ale prawdopodobieństwo, że szympansy wyprodukują świetną książkę nadal jest znacząco niższe, niż gdyby miał to zrobić King, Pamuk czy Tokarczuk. To samo z prawnikami. Kochani nasi przywódcy już dawno wytoczyli wojnę tak zwanym elitom, wojnę przez te elity w zasadzie przegraną. Popatrzcie na wizerunek lekarzy w społeczeństwie, na widoczny spadek zaufania i szacunku. Potem dostało się sędziom. Potem wykładowcom akademickim. Teraz pora na adwokatów i radców prawnych.
Po trzecie wykształcenie. Niestety przekrój wyborcy obecnej partii rządzącej jasno wskazuje, że im wyższe wykształcenie tym mniejsza szansa na zaliczanie się do kręgu fanów. Prawnicy w zasadzie do wyborców obecnie nam panujących nie należą, więc ich głos nie ma znaczenia – a raczej nie dadzą się przekabacić, właśnie z powodu wykształcenia. Niestety magisterek, aplikacji i lat doświadczeń im nie zabierzesz ani nie zrobisz lobotomii, żeby wrócili do kręgu lojalnych wyborców. Czyli zostaje eliminacja. Może mniej drastyczna jak u Stalina (który miał w zasadzie identyczny pomysł na rządzenie, tylko wykonanie bardziej fizyczne), ale niemniej skuteczna. Nic tak nie przerzedzi szeregów prawników jak sprowadzenie ich do rangi urzędników państwowych opłacanych z rozdzielnika, wedle widzimisię ministra. Po cóż jeden z drugim mieliby męczyć się nauką latami, oczy psuć, wieczory zarywać, żeby potem zarabiać jak dozorca parkigowy i chodzić na pasku u partyjnego nominata po podstawówce. Masz kochany radco mieszkanko kupione za pieniążki z państwowego banku? To nie wchodź na strony internetowe nieprzychylne władzy, nie zabieraj głosu przeciw szefom, nie bądź antypaństwowy (Chiny już ten system mają i bardzo sobie chwalą) a pozwolimy ci w spokoju spłacać kredycik i mieszkać pod dachem, a nie w kartonie. Tobie i twojej rodzinie oczywiście.
Po czwarte wyniki. Radcowie i adwokaci stają po obu stronach barykady, walczą w obronie każdego interesu prawnego, nie wybierają swoich klientów, to klienci wybierają ich. Po drugiej stronie stoi lokalny radny, poseł, szwagier ministra? Trudno, prawnik powinien zadbać o to, by sprawę wygrał ten, którego stanowisko jest bardziej w prawie, a nie ten, którego dupsko siedzi na właściwym krześle, albo ma właściwe koligacje rodzinne. Mamy obowiązek walczyć o każdego, ale jednocześnie wszyscy musimy bronić systemu, w którym walka ta jest prowadzona. I ta obrona systemu (który nazywa się państwo prawa i oparty jest o podleganie wszystkich obywateli tym samym zasadom) bardzo się niektórym ludziom nie podoba, zwłaszcza jeżeli sami mają słabe uzasadnienie merytoryczne swoich racji. Powiedzmy, że w judo przez wiele lat wygrywają zawodnicy najlepiej przygotowani, co nie podoba się przegrywającym. Zamiast przygotować się lepiej proponują więc, by walka odbywała się dodatkowo z użyciem broni palnej, ale tylko dla nich.
Wiemy też, że za usunięciem niezależności samorządów nie stoi urynkowienie, a upaństwowienie usług prawniczych. Chodzi wszak nie o ochronę obywateli czy sprawiedliwość, a o to, by to partia decydowała o tym, kto je mięso nie tylko w niedzielę i o tym, kto pojedzie na wakacje do Bułgarii. Spytajcie komorników jak super im się żyje pod nowym panem, jakie mają komfortowe warunki pracy i jak świetnie są w stanie pełnić swoja funkcję (nawiasem mówiąc może i nielubianą, ale niezbędną w każdej gospodarce)? Ostatnio komornicy głównie zamiast pracą i odzyskiwaniem długów dla wierzycieli zajmują się likwidacją własnych kancelarii i upadaniem. Pewnie za chwile zabiorą się za zbieranie chrustu po lasach.
Teraz do tych lamentów nad biednym losem polskiego prawnika dodamy trochę gorzkiej prawdy. Kto stanie w obronie radców prawnych i adwokatów? Myślicie, że zamach na wolność zawodów zaufania publicznego, która w rzeczywistości najbardziej uderzy w klientów, a zatem w obywateli spotka się z oburzeniem społecznym? Ano poza zapewne kilkoma chlubnymi wyjątkami nie spotka się z żadna reakcją, a może nawet z przyzwoleniem czy ironicznym uśmieszkiem na niejednych ustach. Tak tak, obywatele radców prawnych i adwokatów żałować nie będą i palcem nie kiwną w ich obronie. Wielu pomyśli sobie, że dobrze im (czyli nam) tak. Zmarnowaliśmy dziesiątki lat, by uczynić radców i adwokatów zawodami przystępnymi zwykłym ludziom. Polegliśmy przygnieceni oświaty kagańcem (lub krużgankiem). Dla przeciętnego Polaka radca prawny czy adwokat to nadal przegadany, niezasłużenie przepłacany pajac w todze, który gada w obcym języku i nie potrafi udzielić prostej odpowiedzi na żadne pytanie.
Przeciętny prawnik jest równie bliski sercu przeciętnego Polaka co Marsjanie, czy plamy na Słońcu. Polska, będąc po zaborach krajem w zasadzie chłopów pańszczyźnianych, zaczynała z szalenie niską kulturą prawną i cztery dekady wolności nic w tym zakresie nie zmieniły. Dopiero po zamachach na konstytucję pojawiły się pierwsze poważne próby wytłumaczenia przeciętnemu Polakowi (w ramach zajęć w szkołach – bo tłumaczenie czegokolwiek może się odbywać tylko wobec młodych ludzi, którzy jeszcze chcą słuchać, starzy już wszystko wiedzą lepiej) podstawowych praw chroniących obywatela przed zakusami jego reprezentantów (czy to wybranych czy narzuconych). Chwała tu takim wspaniałym ludziom jak mec. Sylwia Gregorczyk-Abram czy mec. Michał Wawrykiewicz i setkom wolontariuszy, ale nie oszukujmy się, akcja jest mocno spóźniona (co nie znaczy, że nie jest niezbędna, wręcz przeciwnie). W dużych miastach prawnicy to dla obywatela taka forma napędzanego kokainą szczura w drogim garniturze. W mniejszych miejscowościach to po prostu element lokalnego układu towarzysko-biznesowego, który w ramach regularnych sesji głaskania się po pindolach, trzyma z kolegą wójtem, notariuszem, doktorem i plebanem łapę na powiecie czy sołectwie. W przeważającej większości, dla mieszkańców miasteczek i wsi prawnicy w terenie to nie przyjaciele, to nadzorcy niewolników; lokalni bogacze, których trzeba całować w pierścień, żeby coś załatwić, jednocześnie szczerze ich nienawidząc. Przejęliśmy ten sposób myślenia po naszych łażących z łapciach z łyka pradziadach i jedynie nieznacznie dostosowaliśmy go do XXI wieku.
Dlatego trzymajcie się mocno, bo czeka nas już nawet nie gotowanie żaby, a dmuchanie jej na maksa, aż pęknie, a w jej miejsce pojawią się posłuszne, ale za to tłuściutkie glizdy. To, że cały proces odbędzie się z oczywistą szkodą dla obywateli tychże obywateli nie obejdzie wcale, chyba że trafi im się akurat spór z lokalnym działaczem partii rządzącej, którego w tej nowej rzeczywistości nie będą już mogli w żaden sposób wygrać. Witaj świecie, gdzie prawda nie ma żadnego znaczenia, liczą się wyłącznie układy i lojalność wobec władzy. Władimir Władimirowicz byłby z Polski dumny.