- Mateusz Medyński
Słowo o byciu przyzwoitym człowiekiem
Wiem, że powinienem się skoncentrować na sprawach gospodarczych, ale pozwólcie, że najpierw napiszę kilka słów o sytuacji, która nabrała wielkiej wagi w trakcie ostatniej kampanii prezydenckiej i co do której uważam, że nie wolno mi nie zabrać głosu. Ponieważ jednak nie byłbym sobą, gdybym czegoś o gospodarce nie napisał, na końcu tego wywodu będzie parę słów o wpływie opisywanej kwestii na gospodarkę właśnie.
Sytuacją, o której piszę jest nagonka na osoby LGBT, z której zrobiono istotny element kampanii wyborczej i która żyje już w Polsce własnym życiem, nabierając rozpędu, o czym świadczą wydarzenia z ostatniego piątku.
Ostrożne szacunki (choć pochodzą jeszcze z czasów badań Alfreda Kinseya, więc pewnie można lekko przymrużyć oko) wskazują, że każda populacja ma w sobie około 10% osób o innej orientacji seksualnej niż heteroseksualna. W Polsce to daje ponad 3,5 miliona ludzi. To oznacza, że statystycznie wszyscy, absolutnie wszyscy mają wśród znajomych i rodziny osoby LGBT. Czy o tym wiemy czy nie, czy to nam się podoba czy nie.
To ogromna liczba (tak jak ni istnieje ideologia heteroseksualna nie istnieje również ideologia LGBT). Ataki na nich mają więc charakter ataków nie na jednostki a na ogromną grupę.
Jako człowiek muszę sprzeciwić się tej nagonce ze względów moralnych. To po prostu obrzydliwe i tyle. Nie wolno nam nigdy nikogo piętnować z powodu miłości. Wszędzie tam, gdzie mowa jest o dorosłych ludziach, którzy będąc zwyczajnie sobą, nikogo nie krzywdzą Państwo i społeczeństwo powinny gwarantować powszechną ochronę.
W przypadku osób LGBT mamy jeszcze dodatkowo do czynienia z piętnowaniem ludzi za miłość. Tak, za miłość. Pozwolę sobie tutaj dodać, że to, kogo kochamy i z kim się kochamy, pod warunkiem, że obie strony są pełnoletnie, w pełni zdolne do czynności prawnych i świadome swojego wyboru, jest jedną z podstawowych wolności ludzkości. Nikt nikomu nie ma prawa narzucać, kogo może kochać.
Nie chciałbym, aby w przyszłości ktoś mnie spytał, gdzie byłem i co robiłem, kiedy rząd wykreślał z rejestru obywateli miliony ludzi i zamieniał ich w ideologię czy naruszał ich prawa (lub nawoływał do naruszania ich praw przez innych). Nie chcę i nie mogę na takie pytanie odpowiedzieć „nic nie zrobiłem”.
Jeżeli nadal do kogoś nie przemawiają argumenty moralne, to teraz - jako prawnik -muszę sprzeciwić się jakiemukolwiek różnicowaniu osób wedle jakiegokolwiek kryterium. (uwaga: disclaimery) Oczywiście prawo może, w celu obrony społeczeństwa nakładać określone kryteria na ludzi, co wynika z ich podejścia do porządku społecznego, np. pozbawienie człowieka wolności jest aktem zasadniczo sprzecznym z prawem, chyba że dotyczy to prawomocnie skazanego za przestępstwo, gdy kara taka jest przewidziana w przepisach. To jasne, bez tego nie mielibyśmy porządku społecznego, tyle że to zawsze są wyjątki i to bardzo poważne. Nie można ich stosować wtedy, kiedy jest to wygodne politycznie. Różnicowanie ludzi ze względu na cechy i to do tego cechy, na które nie ma się wpływu jest niedopuszczalne i koniec.
Wiem, że homoseksualizm (jak i zresztą wszystkie zagadnienia związane z seksualnością, witamy w średniowieczu. Kiedy palenie na stosach?) wywołuje w Polsce bardzo silne uczucia, ale to nie powód, by te uczucia zastąpiły nam logiczne myślenie i empatię. To są ludzie, którzy żyją wśród nas i powinni mieć takie same prawa jak my (w teorii wszak je mają, o praktyce wszyscy wiemy, że tak nie jest).
Kiedyś znajomy (swoją drogą niegłupi gość, więc się zdziwiłem) powiedział mi, że nie potrafiłby pracować z gejem, bo bałby się schylić, żeby tamten go nie zgwałcił. Spytałem go więc, czy skoro sam jest heteroseksualny to czy gwałci wszystkie kobiety, które z nim pracują, kiedy tylko one się schylą. Zwróciłem mu też uwagę, że w ogóle pomysł z gwałceniem kogokolwiek wydaje się średnio ciekawy, moralnie wątpliwy i do tego zagrożony 2-12. Nie miał dla mnie żadnych kontrargumentów.
Powyższa postawa, tak samo jak powszechne przekonanie w narodzie, że osoby LGBT chcą kogoś nawracać, przekonywać do swojej wizji świata etc. dowodzą jak mało wiemy o milionach ludzi, którzy żyją obok nas i jak fatalna w tym zakresie jest nasza wiedza. To też oznacza, że jako państwo i społeczeństwo zaniedbaliśmy powszechną edukację w tym zakresie. Świat poszedł naprzód, mamy XXI wiek, a postawy wobec mniejszości seksualnych czerpiemy nadal z XVIII wieku. Nie świadczy to o nas zbyt dobrze. Jeżeli się szybko nie ogarniemy możemy zostać w tyle jak neandertalczycy wobec homo sapiens.
Znam wiele osób LGBT i są wśród nich i wspaniali ludzie i żołędne dupki, tak jak to ma miejsce w każdym społeczeństwie i w każdej grupie ludzi. Niczym się to nie różni od przekroju heteroseksualnej części społeczeństwa. I tu właśnie tkwi najważniejsza cecha tego podziału – nie ma on nic wspólnego z rzeczywistością. To są tak samo zwykli (i czasem także niezwykli) ludzie, tak samo jak każdy z nas, niezależnie od tego, jakiej jest orientacji seksualnej.
Dzisiaj pozwalamy na nagonkę na osoby LGBT, jutro będą to rudzi, pojutrze ludzie z niebieskimi oczami, potem osoby z imieniem na M, a na końcu każdy, kto się akurat nie spodoba rządzącym (i to jakimkolwiek rządzącym). Nie wolno nam pozwalać na piętnowanie kogokolwiek tylko z tego powodu, że jest inny niż my, czy ma inne poglądy. Jeżeli teraz się temu nie przeciwstawimy może się okazać, że na koniec sami padniemy ofiarą jakiejś nagonki. Musimy zrozumieć, że tolerowanie tego typu mechanizmów wcześniej czy później się na nas zemści, jeżeli się nie przeciwstawimy teraz, wcześniej czy później zginiemy od tej samej broni.
Wreszcie na końcu argument ekonomiczny. Jakie Państwo (to samo dotyczy zresztą przedsiębiorców) może sobie pozwolić na wykluczenie 10% spośród własnych obywateli (czyli także klientów)? Czyż nie jest tak, że osoby LGBT generują PKB tak samo jak wszyscy? Jedzą, pracują, płacą podatki, korzystają z dóbr i usług (które z tego powodu też płacą podatki etc.) Jak można uważać się za opiekuna gospodarki i lekką ręką rezygnować z miliardów złotych przychodów w postaci dóbr, usług i danin publicznych. Czyniąc Polskę niegościnnym krajem dla Polaków LGBT niejako zmuszamy ich do emigracji. Przecież to jest zbrodnia nie tylko na nich, ale także na wszystkich innych obywatelach, których kraj będzie z tego powodu uboższy, będzie miał mniej pieniędzy na infrastrukturę, stymulowanie gospodarki, obronność, edukację czy służbę zdrowia. Prezes spółki, który z powodów ideologicznych wykluczałby 10% swoich klientów zostałby wyrzucony z pracy w trybie natychmiastowym, za szkody wyrządzone własnej firmie. W naszym kraju powinno być tak samo. Kto podnosi rękę na 10% społeczeństwa dzisiaj, jutro podniesie na kolejne 20% etc. Trzeba się temu przeciwstawiać z całą stanowczością, bo poza niszczeniem życia tych osób, niszczymy też własne państwo. Nie chcę pewnego dnia obudzić się w tym kraju i stwierdzić, że pomimo moich szczerych wysiłków, lat ciężkiej pracy, poświęceń i walki o lepsze jutro, nie czuję się tu już jak w domu. I nie mogę pozwolić, by ktokolwiek tak się czuł, dlatego protestuję. Chcę móc dalej żyć w tym kraju i patrzeć w przyszłość bez strachu, a w lustro bez wstydu.
Wszystkim moim czytelnikom polecam ku przestrodze lekturę jakże wymownego wiersza:
Martin Niemöller, 1892-1984 (niemiecki pastor luterański; wiersz napisany w obozie w Dachau w 1942 r.)
Najpierw przyszli po komunistów, ale się nie odezwałem, bo nie byłem komunistą. Potem przyszli po socjaldemokratów i nie odezwałem się, bo nie byłem socjaldemokratą. Potem przyszli po związkowców, i znów nie protestowałem, bo nie należałem do związków zawodowych. Potem przyszła kolej na Żydów, i znowu nie protestowałem, bo nie byłem Żydem. Wreszcie przyszli po mnie, i nie było już nikogo, kto wstawiłby się za mną.