top of page
  • Mateusz Medyński

Rzecz o czasie czyli najlepszy moment na restrukturyzację firmy w obliczu kryzysu koronawirusowego.

Niestety zgodnie z oczekiwaniami kryzys gospodarczy ruszył na dobre. Choć społeczeństwo jeszcze nie czuje zimnego dotyku recesji, wielu przedsiębiorców już wie, że sytuacja jest fatalna. Udawanie, że wszystko będzie w porządku, oraz gadanie głupot, jakoby kwarantanna miała nas kosztować 4% PKB (oficjalna prognoza Polskiego Instytutu Ekonomicznego), podczas gdy reszta świata szykuje się na spadki po 20-30% nam nie pomoże. Tym razem nie będziemy zieloną wyspą. Do ludzi zacznie to docierać wraz z nowymi falami zwolnień, które mocy nabiorą dopiero około maja/czerwca. Staną płatności, poblokują się ścieżki dostaw, rozpoczniemy efekt domino w skali makro. Obecnie jeszcze przedsiębiorcy wierzą, że tarcze im pomogą, że obiecywane miliardy spłyną do nich i magicznie uratują ich firmy. Niestety polskim przedsiębiorcom chwilkę zajmie zrozumienie, że pomoc ta (już teraz) to jest za mało i za późno. Wiele firm nie doczeka wsparcia, wiele upadnie pomimo jego uzyskania. Po prostu nie doceniamy skali zjawiska. To nie jest zwykły kryzys, jakich od dwudziestu lat mieliśmy kilkadziesiąt. Padną całe sektory gospodarki, wszystko na raz. Niestety nie wróżę, jedynie przypominam przeszłe scenariusze z lat dziewięćdziesiątych. Historia lubi się powtarzać ( tylko narzędzia ma często nowe).


Na szczęście nie ma takiej sytuacji, z której nie da się znaleźć wyjścia. Każdemu przedsiębiorcy można pomóc. Koszt tej pomocy oraz jej efekty uzależnione są jednak od skali przedsiębiorstwa oraz od tego, jak wcześnie zabierzemy się za ratowanie firmy. Wiele rzeczy można naprawić lub uratować za pomocą restrukturyzacji, a nawet upadłości, trzeba tylko wiedzieć jak te skomplikowane narzędzia wykorzystać. Do tego potrzebny jest właściwy czas.

Pytacie, jaki jest właściwy moment na rozpoczęcie działań restrukturyzacyjnych (włącznie z wnioskiem do sądu restrukturyzacyjnego, o ile jest to niezbędne)? Otóż w przypadku obecnej sytuacji gospodarczej


właściwym momentem na wniosek o otwarcie postępowania restrukturyzacyjnego była połowa lutego 2020 roku.


Zgadza się, przegapiliście najlepszy moment, na pierwszą reakcję jest już za późno. Na szczęście polska specyfika jest taka, że każdą restrukturyzację zaczynamy średnio rok/pół roku za późno, więc nic to dla nas nowego. Większość późniejszych sytuacji podbramkowych (walki z komornikami, paniczne głosowania nad układem, dramaty wierzycieli etc.) wynika właśnie z tego, że firmę ratujemy profesjonalnie dopiero wtedy, kiedy próby chałupnicze się nie udały. Później rozpoczęty proces ratowania firmy jest dłuższy, trudniejszy, droższy i bardziej niebezpieczny, ale nadal możliwy do przeprowadzenia i z realnymi szansami na sukces, dlatego nie powinniśmy się zrażać, a działać szybko. No i zawsze wszyscy są zdziwieni, że to tak długo trwa. Wynika to niestety z tego, że w spadku po zaborcach i komunizmie Polacy mają minimalną (wręcz zerową) kulturę prawną więc i zaufanie do instytucji jest minimalne. Nie ma się co dziwić, że po formalne narzędzia sięgamy zawsze zbyt późno. Wolimy najpierw sami naprawiać. Wielu zresztą się to udaje, bo kombinatorami jesteśmy wręcz epickimi (w dobrym rozumieniu tego słowa). Komunizm nauczył nas uzyskiwania oficjalnych rezultatów nieoficjalnymi ścieżkami i tak nam zostało. Tyle, że w obliczu tego kryzysu to za mało.


Wracając zaś to tematu: Czas jest kluczowy dla powodzenia jakiejkolwiek restrukturyzacji. Pamiętajmy proszę o tym, że każdy proces restrukturyzacyjny (sądowy czy nie) wymaga aktywności wielu podmiotów. Opóźnienia choć jednego z nich powodują wydłużenie całego procesu. To, że dzisiaj zdecydowaliśmy się na ratowanie firmy za pomocą restrukturyzacji nie oznacza, że od razu uzyskamy pomoc.

Po pierwsze przygotowanie swojej firmy do restrukturyzacji do co najmniej dwa tygodnie ciężkiej pracy. Dokumenty muszą być prawidłowo przygotowane. Bez tego, sąd nie uwierzy nam, że mamy realne szanse na ratunek. Co więcej, nie uwierzą nam też wierzyciele.

Wniosek restukturyzacyjny będzie leżał w sądzie co najmniej trzy miesiące. Miesiąc będzie trwała sama analiza wniosku przez Tymczasowego Nadzorcę Sądowego ( o ile takowego ustanowiono). To i tak są bardzo optymistyczne dane, sprzed pandemii, kiedy sądy pracowały pełną parą.

Teraz zapewne wniosek będzie leżał 5-6 miesięcy zanim ktoś się nim zajmie. Jeżeli wnosić o restrukturyzację będziecie już z komornikami dyszącymi Wam na karku, to macie poważny problem, bo tego nie ma jak przyspieszyć.

Pamiętajcie, że sądy upadłościowe i restrukturyzacyjne w Polsce (tak samo jak i wszystkie sądy) od wielu lat są niedofinansowane. Brakuje etatów sędziów oraz asystentów, a nawet pracowników administracji, ich wynagrodzenia od 10 lat się nie zmieniają, więc nie przyciągają rzeczy chętnych. Pomimo faktu, iż sędziowie odchodzą w stan spoczynku, wakaty po nich często nie są obsadzane. Wszystko w ramach walki z Sądownictwem. Ten obecny kryzys sądowniczy jest w dużej mierze niestety sztucznym tworem, na potrzeby walki politycznej, żeby można było obywateli napuszczać na sądownictwo, choć to właśnie sami obywatele na tym kryzysie tracą najwięcej.


Wszystko w sądach tyle trwa, bo brakuje im ludzi. Od wielu lat. Wyobraźcie sobie, że jesteście na zakupach w hipermarkecie i nagle ktoś zamyka wszystkie kasy poza jedną. Ustawia się gigantyczna kolejna i zakupy zamiast godziny trwają 6 godzin. Tak właśnie wygląda polska rzeczywistość sądowa. I na to musicie się przygotować. Wasze wnioski będą leżeć w sądzie wiele miesięcy, bo przeciętny sędzia ma pięć minut miesięcznie na każdą ze swoich spraw, a nikt go w tym nie wyręczy i nikt mu nie pomoże. A nawet jeżeli powiedzmy, że przestraszyliście się sądu i nie chcecie restrukturyzacji sądowej, wolicie się samodzielnie dogadać z największymi wierzycielami i ominąć miesiące czekania na sąd - negocjacje z bankiem też trwają, czasami miesiącami, czasami latami. Bank najpierw zablokuje Wam konta, a potem będzie negocjował. Odblokowanie się też Wam zajmie parę miesięcy. Teraz jest to jeszcze trudniejsze, bowiem większość banków pracuje zdalnie. Nawet nie będziecie się mogli spotkać z ludźmi z banku odpowiadającymi za decyzje w Waszej sprawie, wszystko trzeba będzie robić telefonicznie lub mejlowo. To jeszcze wydłuża proces. A w tym czasie pozostali wierzyciele stracą cierpliwość. Błędne koło!


Natomiast jeżeli myślicie o wniosku restrukturyzacyjnym do sądu, to za chwilę pojawi się dodatkowa komplikacja. Do wszystkich problemów sądów dorzućcie jeszcze to, że za miesiąc do sądów wpłynie dodatkowa fala wniosków restrukturyzacyjnych spowodowanych koronawirusywym kryzysem. Teraz sędzia będzie miał nie 5 minut na jeden wniosek, a sekundę. Dlatego tak cholernie ważne jest, żeby z restrukturyzacją nie czekać na ostatni dzwonek. Musicie działać teraz! Zanim komornicy załomoczą do drzwi, zanim bank zablokuje nam konta. Zanim dostawcy odmówią usług i towarów albo zażądają przedpłaty na wszystko. Zanim skończą się pieniądze na prąd i wodę.


Restrukturyzacja będzie trwać i nic na to nie poradzimy (co ciekawe, obecna sytuacja jest i tak tysiąc razy lepsza niż to, co mieliśmy przed 2016 rokiem, więc wierzcie mi - i tak mamy szczęście)! Musimy się dostosować, bo tylko najlepiej dostosowani mają szansę na przetrwanie. Jeżeli więc chcecie ratować swój biznes, pora na działanie jest teraz i każdy dzień opóźnienia jest śmiertelnie niebezpieczny.

28 wyświetleń0 komentarzy
bottom of page