- Mateusz Medyński
Jak racjonalne są obecne metody walki z pandemią i czy rozumiemy ich skutki?
Za 10 lat obecny czas prawdopodobnie będzie badany przez psychologów i socjologów jako dowód na niewyjaśnione zbiorowe szaleństwo ludzkości (o ile ktoś na planecie dożyje).
Takiego nagromadzenia działań wprowadzanych na ślepo i bez właściwej analizy ich skutków nie mieliśmy chyba na świecie nigdy. Czy w ogóle rozumiemy jakie problemy fundujemy sobie na przyszłość?
To nie jest artykuł ani symetrystyczny, ani o teoriach spiskowych ani wypociny jakiegoś foliarza. Po prostu mnie, tak jak i wielu ludziom na świecie zupełnie nie zgadzają się działania rządów, podawane oficjalnie uzasadnienia tych działań oraz dostępne dane, będące ich rzekomą podstawą. Wszystkie te trzy elementy są ze sobą szalenie niespójne. Szczerze, mam po prostu ogromny dysonans poznawczy. Obejrzyjmy więc sobie na spokojnie fakty i zastanówmy się, czy aby proponowane nam rozwiązania problemów mają z rozwiązywaniem tychże coś wspólnego i czy efekty uboczne zastosowanej terapii nie przewyższają swoimi negatywnymi konsekwencjami skutków choroby, którą mamy leczyć. I czy ktoś o tych skutkach w ogóle myśli?
Po pierwsze lockdown. Rozumiem, że świat idzie naprzód, medycyna i technika rozwijają się tak szybko, że nie sposób za tym nadążyć, ale czy naprawdę jednym rozwiązaniem problemu globalnej epidemii jest metoda opracowana w średniowieczu? Zasada była dość prosta (i bardzo skuteczna - tyle, że osiemset lat temu) zamurowujemy chorych w domach na 40 dni, podając im jedzenie przez mały otwór w murze i kto za 40 dni będzie w chałupie dychał ten znaczy się jest odporny i możemy go wypuścić. Od tego czasu nie wymyśliliśmy nic lepszego. Szykujemy lot na marsa, a nie potrafimy się zdecydować, czy kaszlący powinien nosić szalik na ustach czy maseczkę, czy może iść do sklepu czy tylko do kościoła. Jeżeli będziemy działać w ten sposób cały program kosmiczny Tesli wart biliony dolarów zawali się w jeden dzień, bo facet z obsługi naziemnej kichnie za głośno.
Nawet zakładając, że na początku tej pandemii nie mieliśmy lepszych pomysłów niż siedzenie w domu, bo to akurat można zrozumieć (choć nie do końca, wszak globalne pandemie były wieszczone od 20 lat, więc nie możemy powiedzieć, że nas to zaskoczyło - publikacji na ten temat jest naprawdę dużo – zwyczajnie olewaliśmy to przez ostatnie 20 lat i teraz mamy tego konsekwencje) to od początku epidemii minął cały rok – i przez cały rok nikt na świecie niczego lepszego nie wymyślił? Naprawdę? Przecież obecnie wszystkie niemalże rządy (poza kilkoma wyjątkami) proponują dokładnie te same rozwiązania na kolejne fale pandemii, co w lutym ubiegłego roku.
Panaceum na pandemię? Zamykanie całych sektorów gospodarki. A skoro już to stosowaliśmy w 2020, a pandemia nadal szaleje, to chyba dość oczywiste jest, że lockdowny nie przyniosły spodziewanych rezultatów (pierwotne opowieści o wypłaszczaniu zachorowań w świetle drugiej i trzeciej fali oraz kolejnych mutacji średnio trzymają się kupy). Albert Einstein prawidłowo zdefiniował robienie w kółko tego samego i oczekiwanie innych rezultatów za przejaw skrajnej głupoty. Zamiast intensywnie szukać nowych rozwiązań my (czyli cały świat) z uporem maniaka usiłujemy wpychać klocek o kształcie koła w otwór o kształcie trójkąta i denerwujemy się, że nam nie wychodzi - jak w starym dowcipie o milicjantach.
Co więcej, nikt nie potrafi podać nam prawdziwych danych, na jakich opierają się wprowadzane w walce z pandemią środki zaradcze. Zamykamy restauracje, ale nie wiemy, jaki wpływ mają one na rozprzestrzenianie się wirusa, bo nikt tego nie badał. W Polsce sytuacja jest jeszcze gorsza, bo nasze środki zaradcze stosowane są właściwie losowo. Jeżeli chcesz kupić garnek, to oczywiście możesz to zrobić w sieci IKEA, bo tam jest bezpiecznie, ale już w sklepie z garnkami w galerii handlowej go nie kupisz, bo tam czyha śmiertelne niebezpieczeństwo. Chory w muzeum jest zagrożeniem, ale ten sam chory w kościele już jest ok. Przecież to bzdura. Nawet gołym okiem widać, że coś tu jest nie tak. Albo rządzący nam czegoś nie mówią, albo sami nie wiedzą, co robią. W obu przypadkach ludzie mają prawo się zdenerwować, bo zwyczajnie robi się z nas głupków. Nikt nie potrafi nam wytłumaczyć racjonalnie, jaki jest cel (i na jakich danych cel ten został opracowany) określonych działań oraz jaki jest spodziewany ich skutek oraz koszt. A przecież koszt ponosimy my i nasze rodziny. To my nie zarabiamy pieniędzy, to my siedzimy zamknięci w czterech ścianach, to my nie możemy się leczyć na inne choroby. Jeżeli ktoś mi powie, że od jutra nie mogę pracować ani wychodzić z domu do odwołania, to chciałbym wiedzieć, dlaczego tak zdecydowano oraz jaka jest z tego dla mnie (oraz dla społeczeństwa) korzyść. Bez tego ja nie mam powodu, by się do zaleceń zastosować, bo zwyczajnie nie rozumiem ich sensu. Nie jesteśmy debilami i traktowanie nas jak debili w końcu się na rządzących zemści. Już ten trend widać. Ludzie mają dosyć, bo zwyczajnie nie wiedzą, co się dzieje i dlaczego. Zamknięto nas na rok w areszcie domowym i nawet nie wyjaśniono czemu. Nawet w procedurze karnej zamknięcie kogoś na rok wymaga postanowienia sądu z uzasadnieniem, a tutaj nic.
Po drugie pieniądze. Ochrona zdrowia, jak wszystko na świecie wymaga takich pieniędzy, że nigdy nie da się zapewnić 100% pokrycia potrzeb medycznych. A to oznacza, że każda złotówka czy EUR musi być przeanalizowana pod kątem wydajności i realizacji założonych celów. Dając jednemu musimy zabrać komuś innemu. Nie ma od tego wyjątków. Jeżeli możemy osiągnąć podobny skutek wydając mniej pieniędzy to tak trzeba zrobić, bo wówczas zaoszczędzone kwoty przeznaczymy na coś równie istotnego, a zaniedbywanego. Jeżeli dwa respiratory oferują te same parametry, to bierzemy ten tańszy.
Każda forma walki z chorobą ma swój koszt, nie tylko finansowy, ale i społeczny i za każdym razem musimy ten koszt oszacować i ocenić, czy korzyść przewyższa koszty. Możemy walczyć z próchnicą wyrywając ludziom chore zęby, albo inwestując w edukację nastawioną na higienę jamy ustnej (tak, jest związek pomiędzy próchnicą a myciem zębów) oraz w opiekę stomatologiczną. Musimy tylko ocenić, co jest wydajniejszym rozwiązaniem. I tak powinno być z każdym problemem medycznym. Niestety świat (nie tylko Polska) podszedł do problemu COVID zupełnie zapominając o tej prostej prawidłowości.
Nikt nie pochylił się nad kosztami wprowadzanych obostrzeń (to nie rządzący te koszty poniosą, to nie są ich pieniądze, to są nasze pieniądze, to nam zabrano miejsca pracy czy podniesiono podatki, to nasze dzieci będą spłacać zaciągane obecnie gigantyczne długi publiczne). Nikt niczego nie zbadał ani nie policzył i teraz wygląda na to, że rządzący wstydzą się przyznać, że zareagowaliśmy nieprawidłowo, że nie sprawdziliśmy ile zaproponowane metody walki z covidem nas będą kosztować (ani czy warto je stosować).
Po trzecie liczby. Zawsze się łatwiej patrzy na konkretne liczby, więc spójrzmy na jedną z najgorszych chorób 20 oraz 21 wieku i porównajmy działania ludzkości w walce z nią z działaniami w walce z COVID-19.
Malaria jest nadal największą (jeśli chodzi o liczbę przypadków) globalną chorobą ludzkości, w 2019 roku zabiła 409 tysięcy ludzi, na 229 milionów zachorowań. Na walkę z nią przeznaczono łącznie kwotę 3 miliardów dolarów.
Łączna liczba zarejestrowanych przypadków zachorowań na Covid-19 to 114 milionów i 2,5 miliona zgonów (oczywiście liczby te są niedoszacowane, bo zwyczajnie nie wiemy jak to jest liczone).
Natomiast walka z Covid-19 wedle ostrożnych szacunków, będzie kosztowała świat pomiędzy 8,1 a 165,8 biliona dolarów (to 10 do potęgi 12 czy tysiąc miliardów dolarów). Mówimy tu wyłącznie o wydatkach medycznych i logistycznych. Nie liczymy w ogóle kosztów finansowych (utrata PKB, bezrobocie) i niefinansowych (koszty społeczne i psychologiczne) związanych z destabilizacją wielu krajów, nasileniem się chorób psychicznych w społeczeństwach etc. (o tym jeszcze napiszę).
To oznacza, że na walkę z chorobą, która w swoich efektach (śmiertelności) jest tylko ponad pięć razy bardziej niebezpieczna od malarii, wydaliśmy tysiąc razy więcej środków niż na walkę z malarią. Covidowi daleko także do głównych morderców globalnych, czyli choroby niedokrwiennej serca (prawie 9 milionów zgonów na świecie w 2019 roku) oraz zawałów (ponad 6 milionów globalnie w 2019 r.) A jednak wiele krajów, w tym Polska, zdecydowało się na przerwanie lub utrudnienie leczenia tych chorób i przeciwdziałania im, aby zwolnić miejsce na leczenie COVID-19. Na dodatek budżety na walkę z tymi chorobami także wydaliśmy na COVID-19.
Ważnym elementem jest także to, na co dokładnie umierają ludzie. Do połowy 2020 roku na covid-19 bez chorób współistniejących zmarło w Polsce 280 osób (to są oficjalne dane Ministerstwa Zdrowia)! Reszta powiązana jest z chorobami współistniejącymi, a więc trudno jest stwierdzić, czy winny był sam covid-19 czy np. nieleczone inne schorzenia. Jeżeli winne były inne schorzenia to zaprzestanie ich leczenia po to, by zostawić miejsce na COVID-19 jest błędną decyzją – skoro to właśnie nieleczone inne schorzenia powodują najwięcej zgonów, a COVID-19 to tylko katalizator. Przykładowo nowotwory i nadciśnienie to kilkaset tysięcy zgonów Polaków rocznie. Od dawna apeluje się o zwiększenie nakładów na leczenie tych chorób, bo Polacy się masowo nie leczą i stąd tyle zgonów (uregulowane nadciśnienie to mniejsze ryzyko zawałów etc.). Czemu Polacy się nie leczą? Nie lubią? Boją się? A próbowaliście się dostać do powiatowego lekarza, albo uzyskać specjalistyczną konsultację w ramach NFZ? W dużych miastach bogatsi mają jeszcze szasnę na prywatne leczenie, ale im dalej od miasta wojewódzkiego, tym gorzej.
Nie dość, że na ochronę zdrowia od dawna wydajemy z roku na rok mniej (w stosunku do wzrostu innych wydatków, bo oczywiście kwotowo na wszystko wydajemy więcej) to jeszcze walką z COVID-19 uzasadniliśmy całkowite zaprzestanie leczenia większości chorób, które łączone z COVID-19 dają mieszankę śmiertelną. Jeżeli COVID-19 tak szybko się rozprzestrzenia, a samemu, bez chorób współistniejących jest nisko-śmiertelny (tak twierdzi nawet nasze Ministerstwo Zdrowia), to może lepiej byłoby wyleczyć cukrzycę lub nadciśnienie u kilkuset tysięcy Polaków – to nie są choroby zakaźne, a leczenie ich jest w miarę proste, no i mamy skuteczne leki. Bez tych chorób nawet późniejsze zarażenie COVID-19 nie powodowałoby takiego zagrożenia dla życia. Na dodatek wmawia nam się, że rozkład ochrony zdrowia wywołany został pandemią. Każdy, kto w ciągu ostatnich 10 lat miał jakikolwiek kontakt z polską publiczną ochroną zdrowia wie, że jest ona w zapaści od PRLu i pandemia jedynie obnażyła sytuację, którą ukrywaliśmy sami przed sobą przez wiele lat. Każdy zna co najmniej jedną historię (albo nawet w niej uczestniczył), gdzie lekarz mówi: „sprawa jest poważna, trzeba szybko podjąć leczenie specjalistyczne, umówię Pana/Panią na wizytę do specjalisty za 6 miesięcy. Ale jakby prywatnie to wizyta jutro”. I choć płacimy wszyscy składki na ubezpieczenie zdrowotne, to kto ma forsę wydaje prywatnie, bo zdrowia za zaoszczędzone w ten sposób pieniądze nie odzyska. Jednocześnie dotyczy to niewielkiej grupy ludzi, a większość nie ma nawet takiej szansy, bo na prywatne leczenie zwyczajnie ich nie stać. Identyczny kazus mamy w USA, tam też na covid najczęściej umierają Afroamerykanie i latynosi – od razu widać poziom dostępu do usług medycznych. Im biedniejsi, tym bardziej narażeni – czyli nie chodzi o COVID tylko o leczenie innych, bardziej podstawowych chorób jak nadciśnienie czy cukrzyca. Zresztą zdrowy styl życia też wymaga pieniędzy, wiadomo, że zdrowiej jest zjeść niepryskane jabłuszko niż tłustego burgera, ale jak popatrzysz na ceny w stanach (Polska zresztą idzie w tym kierunku) to zestaw z burgerem jest tańszy niż kilogram jabłek.
Niestety tutaj też nikt nie prowadzi żadnych badań ani nie podaje wiarygodnych statystyk, Polska również nie miałaby takich danych, gdyby nie jeden nastolatek i jego strona internatowa (zresztą już zamknięta, bo się chłopak przestraszył i słusznie – nadal lubimy strzelać do posłańców przynoszących złe wieści). To oznacza, że niezależnie od tego, że sytuacja oczywiście jest trudna, nikt w Polsce i prawdopodobnie niewiele osób na świecie nie robi niczego, abyśmy uzyskali o tej pandemii większą wiedzę. Ciekawe, że WHO usiłowało wprowadzić stan pandemiczny na świecie w stosunku do wszystkich poprzednich koronawirusów, ale wówczas nikt ich nie posłuchał (oczywiście dane o tych próbach usunięto z publicznych stron organizacji). I świat prawdopodobnie przeżył już co najmniej dwie takie pandemie i nawet się nie zorientował, że były globalne (SARS uznaliśmy za zdarzenie lokalne, ograniczone do Azji). Właściwie poza krajami Azji nie prowadzono globalnych statystyk zachorowań (nie było też powszechnych badań), więc dane z tych pandemii są fikcyjne. Co się zmieniło? Ano zmienił się skład WHO, Amerykanie na własne życzenie opuścili tę organizację i jednocześnie znacząco obniżyli jej budżet. Skończyły się pieniądze na badanie światowych skutków poszczególnych środków zaradczych, zatem zabrakło danych do oceny skali zagrożenia. Co więcej, jeżeli pojawi się kolejny wirus (a się pojawi, WHO ma tutaj całkowitą rację), zapewne bardziej agresywny, z obecnym sposobem walki z pandemią świat nie ma już szans zorganizować skutecznej obrony, bo wydaliśmy lub zmarnowaliśmy (poprzez uniemożliwienie gospodarkom światowym ich zarobienie) wszystkie pieniądze na ten cel. Pytanie brzmi więc, czy prawidłowo dobraliśmy środki do walki z pandemią i jakie będą długofalowe skutki ich zastosowania.
Jest całkiem możliwe, że walcząc z poważnym problemem światowym, jakim jest COVID-19 za pomocą nieprzemyślanych rozwiązań wygenerowaliśmy znacznie poważniejsze zagrożenia dla ludzkości w przyszłości i nie zabije nas COVID-19 ale wysiłek jaki włożyliśmy w nieprzemyślaną walkę z nim, bo na kolejne potyczki nie starczy nam sił.
W następnym wpisie zastanowimy się nad skutkami pandemii (a zasadniczo środków wykorzystanych do walki z wirusem), których nie przewidzieliśmy (albo, które olaliśmy), a które w bliższej lub dalszej przyszłości będą dla świata śmiertelnie niebezpieczne. To będzie równie wstrząsająca lektura.
Źródła oficjalnych danych we wpisie są tutaj:
https://www.who.int/news-room/fact-sheets/detail/the-top-10-causes-of-death
https://www.sejm.gov.pl/Sejm9.nsf/interpelacja.xsp?typ=ZAP&nr=1226
https://www.worldometers.info/coronavirus/coronavirus-death-toll/
https://www.who.int/news-room/fact-sheets/detail/malaria
https://www.weforum.org/agenda/2020/08/pandemic-fight-costs-500x-more-than-preventing-one-futurity/